O ogłoszeniu w Sosnowcu stanu pogotowia przeciwpowodziowego w poniedziałek, 28 lipca 2025 roku, informowaliśmy czytelników wczoraj w tym artykule. Woda w Brynicy już w niedzielę przekraczała stan ostrzegawczy, potem opadła, a następnie znów się podnosiła i przekroczyła tym razem stan alarmowy, by ponownie opaść w poniedziałek wczesnym popołudniem. Jednak po południu miała miejsce akcja w okolicach ulicy Sobieskiego, polegająca na usunięciu z koryta rzeki fragmentów drzew, które zebrały się przed filarami mostu, tworząc samoistnie tamę. O niebezpiecznym fakcie zaalarmował władze miasta jeden z mieszkańców.
„Od dłuższego czasu zwracaliśmy uwagę na połamane drzewa i gałęzie w wodzie i na wałach Brynicy. Taki stan jest od co najmniej kilku tygodni. Informowaliśmy o tym Wody Polskie, które odpowiadały, że "monitorują sytuację". Ten monitoring szedł "całkiem dobrze", bo dzisiaj musiał interweniować MZUK Sosnowiec, Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej w Sosnowcu , OSP Sosnowiec Porąbka, a ostatecznie Wojska Obrony Terytorialnej. Drzewa i gałęzie doprowadziły do spiętrzenia wody tuż przy samym moście na ulicy Sobieskiego. Na szczęście, Brynica miała w poniedziałek tylko 110 centymetrów (i tak 10 cm ponad stan alarmowy), ale wyobraźcie sobie, że sięgnęłaby rekordowych wartości, jak już w przeszłości bywało. Wystarczyło kilkadziesiąt centymetrów więcej i mielibyśmy ogromny problem. Co, gdyby trafiło na kładkę, taką jak ta przy Naftowej? Gdyby tylko zarządca po poprzednich wichurach uprzątnął teren, o poniedziałkowej akcji nie byłoby mowy. Gdyby to zrobił wcześniej, koszt sprzątania sięgałby maksymalnie kilku tysięcy złotych. Teraz jednak zaangażowano w to kilka służb, które mogłyby się zająć czymś innym – o kosztach nie wspominając. To niejedyna taka sytuacja w mieście. Podobnie wygląda to z Potokiem Zagórskim, gdzie wały nie są koszone, a to utrudnia służbom walkę z wodą i zalewaniem terenów nieopodal. Czy naprawdę musi dojść do tragedii? Za taki stan jest odpowiedzialna państwowa spółka, a samorządowcy od momentu jej założenia alarmują, że ta firma jest niewydolna, utrudnia funkcjonowanie i działanie samorządom oraz osobom prywatnym. Od kilkunastu miesięcy zwracamy uwagę – albo trzeba zmienić zarządzanie albo po prostu ją zlikwidować.” — napisał w poniedziałek (2025.07.28), o godzinie 19:27 w mediach społecznościowych prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński.

„Wczoraj jechałem tędy i tych drzew jeszcze nie było!”
Stali czytelnicy wiedzą, że nie boimy się krytykować władz miasta nawet ostro, ale tym razem wygląda na to, że powodów do krytyki zbyt wielu nie dały. Od blisko 8 lat bowiem odpowiedzialne za stan rzek w kraju jest Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie”. Co ciekawe – wywołane – postanowiły odnieść się do wpisu prezydenta Sosnowca w komentarzu, który jest tak kuriozalny, że cytujemy go w całości.
„Informujemy, że pracownicy Wód Polskich w Gliwicach, w związku z prognozowanymi opadami objęli rzekę Brynicę m. in. w Sosnowcu wizją terenową, która miała miejsce 24 lipca br. Wówczas w przedmiotowej lokalizacji nie znajdowały się wiatrołomy i przeszkody mogące tamować spływ wód wysokich. Zator powstał w ostatnim czasie w wyniku intensywnego opadu atmosferycznego i wiatrów, które doprowadziły do połamania konarów drzew i ich transport z nurtem rzeki. Taką też informację pracownik Wód Polskich w Gliwicach przekazał dziś w czasie działań w terenie – braliśmy w nich bowiem udział. To w porozumieniu z nami zostały na miejsce wezwane służby. PSP po zapoznaniu się z sytuacją stwierdziła o braku możliwości usunięcia zatoru posiadanymi środkami. Na miejscu zdarzenia obecne były także służby miejskie. Wspólnie podjęto decyzję o zaangażowaniu żołnierzy z WOT, którzy przyjechali w liczbie ok. 40 z dwoma samochodami i wyciągarkami. Żołnierze przystąpili do demontażu zatoru poprzez odcinanie poszczególnych konarów drzew i ich wyciąganie wyciągarkami na brzeg. Akcja służb zakończyła się ok. godz. 22.00. Będzie kontynuowana jutro od godz. 8.00 – również w obecności naszego pracownika. Taki przebieg sytuacji jest standardowym działaniem służb w czasie wezbrania. Ma miejsce w wielu lokalizacjach, gdzie pojawia się zagrożenie, wymagające nagłego działania. Właśnie wówczas pomocą służą m. in. Terytorialsi. Wiatrołomy powstałe nad Brynicą w Sosnowcu są zinwentaryzowane przez Wody Polskie w Gliwicach. Drzewa, powalone przez wiatr są sukcesywnie usuwane jeśli ich położenie może tamować spływ wód wysokich (zgodnie z analizą przepływu wód w korytach i prognozami hydro-meteo). Nie zawsze jednak wiatrołomy są całkiem usuwane znad wody. Jeśli lokalizacja na to pozwala pozostawiamy je w pobliżu rzeki (w bezpiecznej odległości od koryta), aby w dalszym ciągu stanowiły siedlisko dla różnych form życia – zgodnie z wytycznymi WWF. Sytuacja, która miała miejsce dziś nad Brynicą i będzie kontynuowana jutro powinna dowodzić faktu, że bezpieczeństwo mieszkańców to wspólna sprawa. Nasze Centrum Operacyjne Ochrony Przeciwpowodziowej pracuje w trybie 24h/12 i pozostaje do dyspozycji zarówno samorządów, jak i mieszkańców.” — czytamy w poniedziałkowym (28.07.2025) komentarzu Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach „Wód Polskich” z godziny 22:34.

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na nasz biuletyn informacyjny!
Powyższe brzmi bardzo wiarygodnie, ale wyłącznie dla osób, które nie bywają nad zagłębiowskimi rzekami. Mieszkańcy Sosnowca (ale i Czeladzi) od dawna pisali o zalegających w Brynicy wiatrołomach (połamanych w wyniku działania silnego wiatru drzewach) w korycie rzeki, w sieci jest sporo zdjęć takich miejsc. Co ważne – nie są to zdjęcia zaraz po zdarzeniu – wiele sfotografowanych przedmiotów zalegało w rzekach tygodnie, miesiące, nawet lata (jak widoczna powyżej konstrukcja namiotu lub parawanu w Czarnej Przemszy, którą już w dużej części przykrył muł). Nie wydaje się możliwe, by ktokolwiek, kto zajmuje się tematem wód powierzchniowych zawodowo, mógł tego nie zauważyć. Możliwości wydają się być trzy:
- faktycznych inspekcji nie było nawet jeśli są protokoły z takowych,
- inspekcje były pozorowane i ograniczały się do wzrokowej oceny z obiektów typu most, na który można dojechać samochodem,
- inspektorzy pomylili rzeki.

„Trzeba dać napis, żeby wpuszczać tylko w krawatach. Prezydent w krawacie jest mniej awanturujący się”
Mieszkańcy ślą zdjęcia i wyjątkowo mówią z władzami miasta jednym głosem – nawet przeciwnicy obecnego prezydenta Sosnowca! Arkadiusz Chęciński zabrał głos ponownie. Przytaczamy jego wypowiedź, wytłuszczając najistotniejsze fragmenty.
„… poniedziałkowa akcja pokazuje, że Wody Polskie kompletnie sobie nie radzą z tą sytuacją. Po informacji od mieszkańca, że przy wiadukcie na Sobieskiego tworzy się zator, od razu na miejscu pojawił się MZUK oraz Państwowa Straż Pożarna, razem z OSP. Po moich rozmowach z dowództwem WOT, dojechali także żołnierze 13. Śląskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
Po zgłoszeniu Wody Polskie zareagowały – przysłały jednego pracownika, który na miejscu pojawił się jako jeden z ostatnich! Z Facebooka za to dowiedziałem się, że wszystko działo się w porozumieniu ze spółką, która brała udział w akcji. No ludzie!
Z tej odpowiedzi dowiadujemy się też, że 24 lipca odbyła się wizja terenowa Wód Polskich "wówczas w przedmiotowej lokalizacji nie znajdowały się wiatrołomy i przeszkody mogące tamować spływ wód wysokich" Spółka tłumaczy, że zator te efekt pogody z ostatnich dni. Sami wiecie, jakie „huragany” przechodziły nad miastem od 25 lipca…
Tutaj widać kolejną hipokryzję spółki. 23 czerwca nasz MOSiR napisał do Wód Polskich ws. licznych połamanych drzew wokół Brynicy. 21 lipca spółka odpisuje, że dokonała inwentaryzacji 80 drzew wymagających wycinki oraz tzw. wywrotów i złoży wniosek w tej sprawie. Potwierdza obawy MOSiR-u. Więc jednak były drzewa, które wymagały wycinki i przycięcia, tak? Stwierdzono to po naszej interwencji, a jednak 3 dni później kolejna "wizja" już problemów nie potwierdziła?
Mało tego, regularnie to mieszkańcy zgłaszają nam, że drzewa zalegają w Brynicy, że gałęzie są nisko i są połamane. Czerwcowa wichura pokazała, że część z drzew, choć pięknych, jest bardzo delikatna i zagraża mieszkańcom, ale też swobodnemu przepływowi rzeki. Efekty były widoczne właśnie w poniedziałek. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mamy powtórkę z września 2024. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której Brynica osiągnęłaby dużo wyższe wartości niż te poniedziałkowe.
Co równie ciekawe, inwentaryzacji dokonano do ulicy Sobieskiego, a już dalej, w kierunku Naftowej kolejne drzewa pokładają się nad lustro wody. Tutaj tez musimy czekać tygodniami na interwencję lub pokazywać dokładnie o które miejsca chodzi?
O tym też pewnie nie wiecie, ale podobna sytuacja jest w Potoku Zagórskim. Niemal każdy większy opad deszczu, to konieczność zabezpieczenia przez MZUK mieszkańców ulicy Podmokłej i Mokrej. Tam również nie możemy się doczekać zadbania czy choćby wykoszenia trawy, co ułatwiłoby jakiekolwiek działania.…” — odpisał we wtorek (29.07.2025) w mediach społecznościowych prezydent Chęciński o godzinie 8:58.

Trudno się dziwić emocjonalnemu tonowi wpisu Arkadiusza Chęcińskiego. Bo o ile zdarza się, że władze miasta reagują zbyt emocjonalnie na niektóre zarzuty, które czasami są pod ich adresem kierowane w różnych sprawach słusznie (przy okazji – polecamy urzędnikom czasem przejechać się pod wiszącymi gałęziami tuż nad drogami dla rowerów albo po zwałach owoców czy liści miejscami na nich zalegających), o tyle w tym przypadku nic takiego nie ma miejsca. Co więcej, to przedstawiciel „Wód Polskich” stara się zaprzeczyć oczywistym faktom, to jest, że:
- służby zostały wezwane nie przez państwowy podmiot odpowiedzialny za stan rzek, jak twierdzą „Wody Polskie”, ale przez władze samorządowe, po powiadomieniu przez mieszkańca,
- zagrożenie zostało spowodowane nie przez ostatnie burze i wichury; w Brynicy od dawna leżą połamane drzewa (i nie tylko), a ostatnie gwałtowne zjawiska pogodowe mogły co najwyżej zwiększyć zagrożenie, które już wcześniej było duże.
Kuriozalny jest również fakt, że przedstawiciel „Wód Polskich” przekonuje, że to państwowy podmiot jest siłą sprawczą niezbędnych działań, jakie podjęto, choć nadal zdaje się nie wiedzieć, że podobne zatory są w dalszym biegu rzeki. Zresztą – nie tylko tej jednej rzeki, o czym wie doskonale każdy, kto spaceruje lub jeździ wzdłuż nich.
To prawda, że przed powołaniem „Wód Polskich” blisko 7 lat temu też nie było idealnie – w rzekach także zalegały wiatrołomy i inne przedmioty (kto nie pamięta wystającej z Brynicy na Starym Sosnowcu toalety przenośnej typu „Toi Toi” całymi miesiącami czy wrzuconych do rzek wózków dziecięcych, skrzynek itd.?) Ale teraz cała odpowiedzialność spada na „Wody Polskie”. Nie za to, że drzewa się łamią, nie za to, że ludzie śmiecą, lecz za to, że „WP” nie wywiązują się z obowiązku utrzymywania rzek w należytym stanie, co grozić może podtopieniami a nawet lokalnymi powodziami.
„Wody Polskie” leją wodę?
Państwowe Gospodarstwo Wodne „Wody Polskie” zostały powołane 1 stycznia 2018 roku. Instytucja przejęła kompetencje w zakresie gospodarki wodnej od regionalnych zarządów gospodarki wodnej, marszałków województw, starostów powiatowych oraz częściowo od samorządów gminnych, a także instytucji rządowych, takich jak np. Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej.
Do głównych zadań „Wód
Polskich” należą: zarządzanie wodami (w tym rzekami i
jeziorami), ochrona przed powodzią i suszą, nadzór nad melioracją,
zatwierdzanie taryf za wodę i ścieki, wydawanie pozwoleń
wodnoprawnych oraz pobieranie opłat za usługi wodne.
„Wody
Polskie” są odpowiedzialne za utrzymanie infrastruktury
hydrotechnicznej i realizację polityki państwa w dziedzinie
gospodarowania zasobami wodnymi.

Pomóż nam stworzyć najlepszy portal dla Zagłębia Dąbrowskiego. Weź udział w krótkiej ankiecie – odpowiedz na pytania. Z góry dziękujemy!