Zdarzenie z wtorkowego popołudnia (15.07.2025) opisał jego bezpośredni świadek.
„O godzinie 15:20 ze sklepu obuwniczego przy ulicy Modrzejowskiej w Sosnowcu wyszedł mężczyzna wyglądający na tzw. menela, trzymający w ręku wypchaną reklamówkę. Za nim wybiegła kobieta i złapała go za koszulę. Poszarpała nim chwilę i pokrzyczała, w tym między innymi żądając, by ‘oddawał skradzione buty’. Sporo osób zwróciło na wydarzenie wtedy swój wzrok. Następnie mężczyzna wyjął z foliowej reklamówki pudełko i oddał kobiecie, która okazała się być pracownicą okradzionego sklepu, a następnie odszedł w kierunku ulicy Kościelnej. Szarpanina trwała kilkanaście sekund, więc nie udało się jej nagrać, ale za to zrobiłem mu kilka zdjęć. Nie było to trudne, bo on – co zaskakujące – wcale nie uciekał. Szedł niespiesznie i nie przeszkadzało mu, że patrzy na niego cała Modrzejowska. Wygrażał mi jedynie pięściami i ubliżał bełkotliwym głosem.” – relacjonuje naoczny świadek.
Według relacji pracowniczki sklepu obuwniczego, złodziej wszedł do środka z kobietą kilka minut wcześniej. Kiedy jego kompanka odwróciła uwagę sprzedawczyni, udając zainteresowanie zakupem butów w tylnej części sklepu, złodziej – przebywający w tym czasie blisko wyjścia – musiał schować do foliowej torby pudełko z innymi butami. Kiedy jego prawdopodobna wspólniczka wyszła bez zakupów, sprzedawczyni zauważyła brak jednego pudełka, po czym błyskawicznie wybiegła za mężczyzną, który zdążył wyjść ze sklepu. Dalszy ciąg wyglądał tak, jak opisał cytowany świadek.
Niezgłaszanie sprzyja zuchwałości złodziei
Po konsultacji z właścicielem sklepu sprzedawczyni zdecydowała, że nie ma sensu zawiadamiać Policji, gdyż towar odzyskano. Naszym zdaniem to błąd. Oczywiście zgłoszenie kradzieży i związane z tym dalsze postępowanie organów ścigania to sporo kłopotu. Ponadto panuje przeświadczenie, że i tak ten cały wysiłek nic nie da – sprawa zostanie umorzona na etapie dochodzenia policyjnego, śledztwa prokuratorskiego lub postępowania sądowego. No i najgorsze – obawa, że sprawca będzie się chciał zemścić.
„Wiele lat temu okradziono jeden z lokali w śródmieściu. Poszkodowani zawiadomili Policję, było dochodzenie, potem śledztwo prokuratora. Nie pamiętam, czy ten ostatecznie skierował sprawę do sądu czy nie. Ale pamiętam doskonale, że ten lokal wkrótce spłonął – w niewyjaśnionych kiedykolwiek okolicznościach. Trudno się dziwić, że okradzeni boją się ryzykować.” – mówi nam pragnący zachować anonimowość emerytowany przedsiębiorca, który prowadził kiedyś działalność w centrum miasta.
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się na nasz biuletyn informacyjny!
Problem kradzieży w śródmieściu nie jest nowy. Mówiło się o nim już pod koniec lat 80. minionego wieku, kiedy jeszcze wówczas Milicja nie radziła sobie z rosnącą falą przestępczości w upadającym państwie. Apogeum przypada na lata 90. i początek XXI wieku, kiedy przestępczość szalała, zarówno zorganizowana, jak i drobna. Od tamtej pory maleje, co nie znaczy, że znika. Część została zlikwidowana przez powołane do tego państwowe służby, a jej sprawcy zresocjalizowani. Część przestępców zresocjalizowała się sama uznając, że czas zacząć żyć przyzwoicie albo że nie opłaci się ryzykować, skoro uczciwie można też się utrzymać. Jeszcze inni zmarli albo są starzy i niedołężni, szczególnie że część z nich to alkoholicy z tzw. marginesu, często o zaniedbanym zdrowiu. Problem wciąż jednak istnieje i wcale jego skala nie jest mała.
„Jakiś tydzień temu okradli jubilera – chyba dwa łańcuszki wzięli – ale podobno ich Policja złapała. Też niedawno torebkę skórzaną z innego sklepu, kosmetyki z jeszcze innego. A to tylko tego lata. Cały czas kradną, słyszę o kilkudziesięciu przypadkach na rok, że aż przestaje to już na mnie robić wrażenie. A o ilu nie słyszymy? To dopiero może być ciekawe. Gorzej było, jak były tu sklepy z alkoholem. Tam nie było dnia, by ktoś czegoś nie ukradł. Teraz nie ma ich tyle, to kradną co popadnie, by potem sprzedać za bezcen na hali albo paserowi i kupić papierosy i alkohol.” – mówi w rozmowie z redakcją 24Zagłębie sprzedawczyni w jednym ze sklepów w centrum miasta.
Wspomniana „hala” nie jest żadną halą. To potoczne określenie miejskiego targowiska w centrum Sosnowca, które paradoksalnie – jest na wolnym powietrzu. Po wybudowaniu centrum handlowego «Plaza» na początku tego stulecia na części dawnego targu, jego znacznie radykalnie spadło, ale wciąż przyciąga szemrane towarzystwo, w tym złodziei. Są oni tak bezczelni, że sprzedają tam towar ukradziony chwilę wcześniej właśnie w którymś ze sklepów sąsiedniej «Plazy»!
„Kradną od zawsze, dłużej niż jestem na świecie”
„Panie, przecież tu było tak zawsze. Jeszcze jak hala (targowisko – przyp. red.) była duża, tu szło odkupić swój własny, skradziony towar. Teraz prawie nic z tego targu nie zostało, ale i tak złodzieje noszą. A kto kupuje? No otwarcie tego nie powiem, bo strach. Paserzy kupują, ale i ci, co tu normalnie handlują. Panie, tu jest taki jeden, co ma budkę od zawsze, a wcześniej jego matka handlowała, to on mało co w sklepie kupuje. Od roweru po majtki to od złodziei bierze. A jak kiedyś jego okradli, to klął na całą halę, ale nie zgłosił, bo się bał, że mu się przyjrzą. I dalej od nich bierze – nawet golarkę do brody czy czekoladę dla wnuków, prosto ze «Stokrotki» przez bryndziorzy przyniesione. U niego taki łysy M. w skórze (do wiadomości redakcji) przesiaduje, zresztą nie tylko u niego, ale po sklepach i punktach w mieście. Ten M. to dawniej złotem handlował, jeszcze za komuny, a teraz to wszystko ma – bombonierkę, flachę, spodnie, telefon – co pan chcesz. Mówią, że to rodzina od kogoś bardzo ważnego w mieście. Ale nie mówię, że ma to związek, tylko na pewno nie byłoby to wygodne, gdyby wyszło na jaw. Kiedyś takich paserów jak on to więcej było, teraz to może ich dwóch zostało.” – mówi nam dawny kupiec z targowiska, który pragnie zachować anonimowość.
Wygląda więc na to, że złodziejski proceder i handel kradzionym towarem wciąż są w Sosnowcu zauważalne. Co zadziwia, to że są chętni na zakup takich „fantów”, choć przecież tworząc popyt na kradzione towary sprawiają, że sami mogą zostać okradzeni.
„Rodzice mi mówili, że złodziejstwo było w centrum od zawsze. Podobno zanim się urodziłam, to było jeszcze gorzej. No ale jak się zastanowić, to co się dziwić? Właścicielom po wojnie kamienice pozabierali i powsadzali tam meneli, pijaków, złodziei i wszelkich wykolejeńców. Nie dość że za darmo mieszkają, to jeszcze zasiłki dostają z harówki naszej. A że to nie starczy na dużo, to jak braknie na jabola czy piwsko, to kradną i sprzedają. To tak zdemoralizowane towarzystwo jest, całe to centrum, że wszystko tu się znajdzie. I złodziei, i bandziorów, i dragi i k… prostytutki znaczy, cichodajki takie, co wystają po bramach. No a handel kradzionym to na hali albo też po bramach i innych melinach. Ale to wszystko tutaj – Modrzejowska, Targowa, Dekerta, Warszawska, Głowackiego, Wyszyńskiego. Jak panu telefon ukradli, to pewnie zmienił właściciela na którejś z tych ulic.” – mówi anonimowo pracownica jednego z lokali usługowych w Sosnowcu.
Zgłaszać każdy przypadek!
Jaka rada, by ten obrzydliwy proceder wyplenić? Zgłaszać każdą próbę i każdy fakt kradzieży. Następnie pilnować, jak sprawą zajęły się powołane do tego organy. I naciskać – także za pośrednictwem mediów – by sprawiedliwość dosięgła sprawców. A doraźnie – przyjrzeć się dokładnie wizerunkowi niedoszłego złodzieja butów i nie pozwolić okraść się przynajmniej jemu.
A sprzedawczyni ze sklepu obuwniczego gratulujemy postawy. I właścicielowi – że ma taką pracownicę.
Pomóż nam stworzyć najlepszy portal dla Zagłębia Dąbrowskiego. Weź udział w krótkiej ankiecie – odpowiedz na pytania. Z góry dziękujemy!