Pod postem, prócz polubień, pojawiło się wiele komentarzy. „Pomagajmy, a świat stanie się lepszy… wykupmy wszystkie opłatki od pani”, „Właśnie kupiłam od tej pani 2 sztuki, pani zapraszała w sobotę, bo też będzie stała”, „Dzięki za info, w sobotę na pewno podejdę”, „To przerażające, że ludzie muszą w taką pogodę wychodzić…”, „Kupiłam od tej pani, bardzo sympatyczna osoba”.
Po
informacji, która pojawiła się na Facebooku, opłatki rozeszły
się w mgnieniu oka.
Jak się okazuje, opłatki
sprzedaje pani Halina, która przyjeżdża w okolice sosnowieckiego
dworca aż z Myszkowa. – Mieszkam w Koziegłowach. Latem jeżdżę
do Częstochowy i sprzedaję ręcznie wykonane czapeczki. Teraz jest
świąteczny czas, dlatego tu jestem z opłatkami. Mam 1400 zł
emerytury i to pomaga mi dorobić – mówi uśmiechnięta.
Na
pytanie, czy można jej w czymś pomóc, odpowiada, że wszystko ma i
emerytura jej wystarcza. To raczej wrodzona skromność, bo gdyby tak
było, nie stałaby przecież na mrozie.
Pomóżmy pani Halinie
– Od dziecka miałem wpajane wartości przez rodziców i dziadków, żeby mieć szacunek do starszych osób i okazywać im wsparcie, jeśli tego potrzebują. Cieszę się, że w taki sposób, w te zimne dni mogłem jej pomóc wracać szybciej do domu. Gdy do niej podszedłem i powiedziałem, że pozwoliłem sobie o niej napisać to odpowiedziała, że czekała na mnie i podarowała mi różaniec mówiąc, że jestem jej aniołem – przyznaje Damian Żurawski, sosnowiecki radny, który poinformował w internecie o losie starszej pani.
Jeśli
zatem w najbliższym czasie wybieracie się w okolice sosnowieckiego
pomnika Jana Kiepury, rozejrzyjcie się dookoła. To właśnie tam
siedzi pani Halina, która sprzedaje opłatki. Sprzedaje, bo wie, że
ktoś się nimi podzieli ze swoimi bliskimi. Zasiądą przy
świątecznym stole i w rodzinnej, ciepłej atmosferze złożą sobie
życzenia. Życzmy jej zatem, by udało jej się sprzedać wszystkie i jak najszybciej mogła wrócić do domu. Cena opakowania to
zaledwie 4 złote.