Historia. Komendant Sławoj Felicjan Składkowski i Czerwone Zagłębie

Podobnie jak trudno nazwać go jednym z czołowych polityków sanacji (mimo iż był w dużym stopniu jej twarzą), ciężko by też było przypisać mu nieprzeciętne zasługi w Zagłębiu w kluczowym dla odzyskania niepodległości przez Polskę okresie. A jednak warto pamiętać, że przebywał tu i działał, zarówno w 1918 roku, w którym dobiegła końca I wojna światowa, jak i podczas jej wybuchu w roku 1914.

Narodowe Archiwum Cyfrowe
Felicjan Sławoj Składkowski

Sam Sławoj Felicjan Składkowski, ostatni premier II RP (bo o nim mowa), wspominał ten moment tak: „W chwili wybuchu wojny światowej miałem lat 29, byłem lekarzem w Sosnowcu”. Dodajmy, że prowadził praktykę chirurgiczno-ginekologiczną i zwłaszcza dzięki tej drugiej specjalizacji wiodło mu się w Sosnowcu nieźle. „W krótkim czasie zyskał sobie uznanie okolicznych mieszkańców i sławę najlepszego lekarza w okolicy” - pisze jego biograf Arkadiusz Adamczyk.

Kapitan pilnował porządku

„Tam też zastał mię początek wojny. Pierwszą oznaką działań wojennych było wysadzenie mostu kolejowego na rzece Przemszy przez Moskali i ucieczka ich z Sosnowca - wspomina dalej Składkowski. Na drugi dzień wkroczyli do miasta Niemcy. Weszli plantem kolejowym od Katowic - ciężcy, zmęczeni, milczący i karni. Niezwłocznie zaczęli urzędowanie w mieście”. Mimo iż - jak zauważa Składkowski – „Ustąpienie Moskali uważano jako chwilowe”.

W 1918 roku, już jako weteran I Brygady Legionów i wierny piłsudczyk, wrócił do Zagłębia i wkrótce mianowany został jego komendantem wojskowym. „W praktyce tytuł ten dawał kapitanowi Składkowskiemu nie tylko władzę wojskową, ale również najwyższe zwierzchnictwo cywilne” - ocenia Adamczyk. – „Większość czynności podejmowanych wówczas przez Składkowskiego miała charakter policyjny”.

Jego głównym zadaniem było więc zapewnienie porządku (przez co rozumiał pacyfikowanie nastrojów i wystąpień rewolucyjnych) oraz… węgla stojącej u progu zimy, wynędzniałej w wyniku kilkuletniej wojny i okupacji Kongresówce.

Komendant i Czerwoni

„Broń, odebrana Austriakom i Niemcom, dostała się częściowo w ręce ludności cywilnej. Skorzystali z tego komuniści i stworzyli oddziały czerwonej gwardii” - narzekał później Składkowski, załamując też ręce nad faktem, że jego własnym podkomendnym brak było wyszkolenia, a za to często łączyły ich z komunistami więzy pokrewieństwa.

„Sprawę rozwiązano dopiero przez sprowadzenie z centralnej Polski specjalnych oddziałów wojskowych dowodzonych przez Czesława Młota-Fijałkowskiego, które wzięły na siebie główny ciężar wykonawczy przy likwidacji działalności komunistów oraz rozbrajaniu stworzonych przez nich jednostek” - dodaje Adamczyk.